XXI wiek. Trudny wiek dla tematyki pracy z psami. Otwarta wojna zwolenników szkół pozytywnych i tradycyjnych. Teoria dominacji stała się w czasach dzisiejszych co najmniej szufladą złego traktowania psa. Zwolennicy wychowania czy też szkolenia pozytywnego wieszają psy na szkołach nadal korzystających z jej dawnego „fenomenu”, zaznaczając, że już dawno temu teoria ta powinna trafić do lamusa. Ta negacja i próby piętnowania to celowy zabieg, bo i zwolennicy „dobrego” czy całkowicie pozytywnego prowadzenia psów mają swoje za uszami.
Zacznijmy od początku. Co zakłada teoria dominacji? Co stara się tłumaczyć? Jakie zachowania człowieka usprawiedliwia?
Teoria dominacji to nic innego, jak założenie, że wszystkie złe i niepożądane zachowana psa spowodowane są jego dominującym charakterem. Rozwiązaniem tych problemów jest próba odwrócenia ról, czyli zdominowanie naszego psa po to, by to człowiek stał się wyraźnie jednostką silniejszą, posiadającą władzę. Stał się samcem alfa w swoim stadzie. Konflikt, sprzeczność, z którymi mam do czynienia na co dzień to konflikt tak zwanych dwóch szkół. Gdybym zdecydował się tłumaczyć to mojemu 3 i pół letniemu synkowi, powiedziałbym dla uproszczenia, że jedna jest dobra, a druga zła.
Nazwijmy je więc dobrą i złą. Dobra zakłada odwrócenie uwagi, najczęściej smakołykiem lub zabawką. Korzysta z dodatkowych akcesoriów, takich jak kliker lub pospolity gwizdek. Nazywa to nauką samokontroli psa, gdzie znaczenie słowa “samokontrola” mocno związane jest z człowiekiem, który wszystkimi siłami, korzystając z tych gadżetów, próbuje zaabsorbować uwagę psa. W zależności od charakteru zwierzęcia, udaje się to w mniejszym lub większym stopniu. Zakładam jednak, że mówiąc o teorii dominacji, mówimy o psie wybitnie mocnym i pewnym siebie, żeby nie powiedzieć oczywiście- dominującym. Wtedy szkoła pozytywna, która, rzecz jasna, nie zakłada negacji w żadnej formie, zaczyna kuleć. Prostym przykładem jest wyobrażenie sobie sytuacji, w której posiadam samca rasy „x”. W zależności od rasy, nasz „Szarik”- tak go nazwijmy, ma zły nawyk agresji w stosunku do innych osobników tej samej płci. W zależności od właśnie w/w rasy nasz wpływ na bodziec akcji i reakcji jest dość mocno zróżnicowany. Nasz dominujący samiec rasy „x” widzi więc psa i bez większego zastanowienia, ostentacyjnie pokazuje swoją majestatyczną kolekcję uzębienia, ciągnąc w jego stronę. Wyobrażając sobie w takiej sytuacji psa ważącego maksymalnie 10 kg, jestem w stanie zachować spokój. Oprócz kilku pociągnięć, z którymi dam sobie radę, nie tracąc kontroli, cała stacja jest raczej śmieszna niż poważna. Odwrotnie jest jednak w sytuacji, kiedy posiadam psa rasy 20 kg i więcej, nie wspominając nawet o rasach psów molosowatych. Założeniem szkoły “dobrej”, jak ją nazwaliśmy wyżej, jest, kliknięcie dyskiem, który ma odwrócić uwagę psa od równie stroszącego się konkurenta nadchodzącego z naprzeciwka, wykorzystanie smaku w celu zainteresowania lub wręcz zaczarowania nim naszego samca, co spowodować ma generalną ignorancję innych osobników tego samego gatunku. Z założenia metoda nie jest zła, ze względu na małą inwazyjność względem psiaka. Co jednak, jeżeli nasz pies rasy „x” nie jest zainteresowany smakołykiem? Ignoruje kliker? Jest bombą testosteronu? No właśnie, moi drodzy. I tutaj dochodzimy do momentu, w którym podzielić powinniśmy życie z psem na dwie kwestie. Jedną z nich będzie wychowanie psa, drugą natomiast szkolenie posłuszeństwa. Teoria dominacji zakłada wykorzystanie przewagi psychicznej, tłumaczonej koniecznością przejęcia pozycji alfa w stadzie, co docelowo prowadzić ma do wyciszenia niepożądanych zachowań psa i dać nam całkowitą kontrolę nad nim. Najbardziej znanym propagatorem tej teorii był John Fisher, który ustalił 6 głównych zasad, które powinny obowiązywać w życiu KAŻDEGO psa. Budując swoją teorię, Fisher oparł badania na obserwacji stada wilków żyjących w niewoli na małej, ograniczonej przestrzeni, co zdecydowanie zwiększa napięcie i częściej doprowadza do sytuacji, w których dochodzi do spięć pomiędzy poszczególnymi członkami stada. Poprzez obserwacje relacji pomiędzy parą alfa czy parą rządzącą a zresztą stada. Fisher ustalił zasady:
- zawsze jedz przed psem
- nigdy nie przepuszczaj psa pierwszego przez drzwi
- nie pozwalaj psu wygrywać w zabawach siłowych, a najlepiej nie stosuj takich zabaw
- nie zezwalaj psu na ciągnięcie
- Nie pozwalaj psu zajmować wyższej pozycji (na przykład na kanapie) czy w ogóle wchodzić na łóżko, które uznane jest jako legowisko alfy.
- ignoruj psa, gdy domaga się uwagi
Założenia Fishera nie są inwazyjne i nie zakładają budowania relacji na przewadze fizycznej, jak miało to miejsce lata temu. Zakładają jednak strukturę hierarchiczną stada, którą wykluczyły badania naukowe. Jedna z osób, która dołożyła cegiełkę do takiego stanu rzeczy jest Marc Bekoff, który obserwując dzikie psy, stwierdził,że nie zanotował u nich struktur hierarchicznych, czyli braku osobników stojących na czele grupy. Poszczególne psy, dołączały się lub odłączały od frakcji bardzo dowolnie, jakby żyły indywidualnie, każdy na swój rachunek. Tutaj dochodzimy do momentu, w którym zasady i założenia propagatora teorii dominacji, Johna Fishera opierającej się na założeniu iż pies jest zwierzęciem stadnym, spotkały się z dużą falą krytyki. Stały się synonimem złego wychowania psa, które wyłącznie wprowadza stres, lęk, wyuczoną bezradność i co najważniejsze brak zaufania ze strony właściciela. Tutaj wkroczyła szkoła pozytywna, czyli synonim dobra, zakładająca, że psy to gatunek socjalny, a nie stadny i wychowanie oparła na współpracy, komunikacji, nawiązywaniu trwałych więzi, szkoleniu przy wykorzystaniu metod opartych na poszanowaniu zwierząt jako istoty myślącej i odczuwającej emocje i ból. Brzmi fantastycznie, prawda? Gdybyśmy chcieli przełożyć zasady Fishera na szkołę pozytywną w wielu źródłach znajdziemy takie tłumaczenia:
- zawsze jedz przed psem
Przede wszystkim zaznaczyć trzeba, że jedzenie należy do najważniejszych kwestii w życiu psa. Daje mu energię i siłę konieczne do realizacji założeń gatunku. W związku z tym szkoła pozytywna nakazuje znalezienie alternatywy ponieważ obraz jedzącego opiekuna wywołuje stres, frustrację i niepotrzebne cierpienie. - nigdy nie przepuszczaj psa pierwszego przez drzwi
Fisher odnosi się do tematu zdominowanego właściciela ponieważ to pies przechodzi przez drzwi pierwszy. Szkoły pozytywne natomiast – do chęci jak najszybszego wyjścia na spacer, bo to jeden z najważniejszych elementów życia psa. - nie pozwalaj psu wygrywać w zabawach siłowych, a najlepiej nie stosuj takich zabaw wcale
Teoria dominacji mówi tutaj o kwestii zabawki jako łupu, o który walczymy z psem. Wygrywając z nim, wyłącznie utrzymujemy pozycję silniejszą, potrzebną do utrzymania równowagi w życiu z psem. Druga teoria zaleca współpracę, jako wspólne rozszarpywanie zdobyczy, opierając to po raz kolejny założenia na więzi, koleżeństwie a nie rywalizacji. - nie zezwalaj psu na ciągniecie
po raz kolejny Fisher zakłada takie zachowanie jako probe dominacji ze strony psa, druga strona mówi o chęci psa szybszego dotarcia do celu. - Nie pozwalaj psu zajmować wyższej pozycji (na przykład na kanapie) czy w ogóle wchodzić na łóżko, które uznane jest jako legowisko alfy.
Teoria dominacji mówi o ścisłym podziale ról, czyli szef i podwładny, natomiast szkoła pozytywna tłumaczy pozwolenie na takie zachowania tym, że nasze łóżka czy kanapy są miękkie, ciepłe, wygodne jak i przesiąknięte naszym zapachem, co pozwala psu lepiej znieść tęsknotę podczas naszej nieobecności. - ignoruj psa, gdy domaga się uwagi
Po raz kolejny Fisher mówi o zachowaniu, które ma na celu ustalenie zasad, pozytywnie, o próbie zakomunikowania swoich potrzeb. Przy napraszaniu patologicznym natomiast, o czymś ewidentnie niedobrym, dziejącym się w życiu psa (ból, zaniedbanie, brak aktywności fizycznej).
Widzimy skrajne różnice pomiędzy zwolennikami teorii dominacji i ich przeciwnikami. W XXI wieku zwierzęcy biznes przynosi ogromne zyski, właściciele wydają mnóstwo pieniędzy na swoje pociechy, kupując artykuły, od tych najważniejszych, do mniej potrzebnych. Koszty szkolenia, pomimo pewnych różnic pomiędzy regionami i poszczególnymi szkołami, są, trzeba przyznać, dosyć wysokie. Powinien to być rozsądnie zaplanowany wydatek. Z gwarancją, że zaprocentuje w przyszłości. Przyszedł więc moment, w którym należy zadać sobie pytanie, która z metod jest lepsza? Która przyniesie lepsze efekty przy maksymalnym komforcie mojego psa? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, należy przyjrzeć się historii udomowienia psa. Badania przeprowadzone w 2002 roku potwierdziły, że pies, czyli canis lupus familiaris pochodzi o wilka euroazjatyckiego, czyli pospolitego wilka szarego. Proces udomowienia zaczął się, biorąc pod uwagę różne źródła, pomiędzy 140 a 125 tysiącami lat temu, a jako podgatunek odrębny powstał pomiędzy 40 a 25 tysięcy lat temu. Proces ewolucji przebiegał na określonych zasadach, a przyczynił się do niego mocno nasz gatunek. Człowiek, prowadząc koczowniczy tryb życia, zostawiał w wielu punktach swojej wędrówki najistotniejszą dla wilka czy psa rzecz – czyli resztki jedzenia. W związku z tym, wilk zaczął podążać za plemionami czy grupami ludzi, wiedząc, że po opuszczeniu kolejnych osad człowiek pozostawi resztki materiału zwierzęcego nadającego się do spożycia. W związku z tym, wilk praktycznie całkowicie przestał polować. Na drodze ewolucji, pomiędzy jej początkiem a wyodrębnieniem osobnego gatunku, o 30% zmniejszył się ciężar i objętość mózgu wilka. Zmniejszyła się budowa ciała, ale i behawior dotyczący postrzegania człowieka. Pies pierwotny przestał się go bać, zaczął się chętnie do niego zbliżać i pilnować osad ludzkich, co zdecydowanie spodobało się człowiekowi. Doszło do pewnego rodzaju koegzystencji pomiędzy dwoma różnymi gatunkami. Układ ten nazwałbym nirvaną pomiędzy nami a naszymi mniejszymi przyjaciółmi. Pozostaje nam nazwanie tego układu pewną formą grupy społecznej. Teoria dominacji zakłada stado, szkoły pozytywne traktują psa jako zwierzę socjalne. Gdzie więc prawda? Gdyby spojrzeć na naturę psiego pochodzenia, rację mieliby zwolennicy teorii dominacji, a teoria badań z XXI wieku, mówiąca o socjalnym gatunku, nie miałaby absolutnie żadnej argumentacji w historii ewolucji psa, opierając się wyłącznie na wykorzystaniu pewnej formy naiwności ludzi, używając do tego ich własnego sumienia i dużych słów, takich jak przyjaźń, równość i miłość. Nie zrobiłaby nic innego, jak wykorzystanie punktu widzenia psa dla tłumaczenia sobie lokowania w nim instynktów macierzyńskich. Ponadto, oznaczałaby stworzenie systemu pracy i wychowania tak bardzo podobającego się mass mediom i ludziom chętnie kupującym taką usługę. Wróćmy więc do poprawnego nazwania systemu społecznego psów. Na początku mieliśmy grupę osobników różnych gatunków, koegzystującą, z dokładnym określeniem jednostek niezbędnych (człowiek) i tych, które się do człowieka świadomie podłączyły, żyjąc w określonej strukturze,z konkretnymi rutynami w cyklu doby. Reasumując, tysiące lat temu psy i ludzie żyli w grupie społecznej powiązanej wspólnymi interesami, opartej na strukturze hierarchicznej. Dochodzi do momentu, w którym możemy stwierdzić, że nie musimy nazywać struktury stadem, aby nadać mu układ hierarchiczny. Najprostszym przykładem jest duża korporacja, w której pracują ludzie. Nie nazywamy ich stadem, a jednak występuje tam pewnego rodzaju hierarchia. Jak więc postrzegają nas psy? Widzą nas jako część wspólnoty, w której żyją. Nie ma dla nich znaczenia, czy poruszam się na czworakach, czy na dwóch nogach, bo i my i one jesteśmy częścią tej samej rodziny i w dalszym ciągu są od nas uzależnione w kwestii jedzenia czy też spacerów. Rodzina, tak jak i stado dba o siebie, pomaga sobie, jest wsparciem, rozumie się, ale i ma strukturę. Mówiłem wcześniej o pewnej koegzystencji, jako nirvanie i tutaj najważniejszą rzeczą jest dzienna rutyna. Psy to zdecydowanie zwierzęta nawykowe, czujące się dobrze w poukładanej grupie społecznej, której od początku ewolucji aż do dziś zasady dyktuje człowiek. Pozwala nam to wyciągnąć pewne wnioski. Zwolennicy teorii dominacji popierają swoje założenia, argumentując to tysiącami sukcesów w wychowaniu psów na całym świecie. To wychowanie oparte na zasadach ustanowionych przez Johna Fishera. Popełnił on jednak błąd w wyborze materiału, na którym oparł badania. Nie można porównać struktur społecznych wilka i psa bezpośrednio. Podobieństwo dotyczy wyłącznie cech psychofizycznych i kontaktów w obrębie tego samego gatunku. Zasady są zbyt restrykcyjne ponieważ naruszają zaufanie w koegzystencji, wykluczając tym samym nadrzędną jej ideę. Właściwy obraz zostaje zaburzony przez sztywny podział na władców i poddanych. Marc Bekoff również popełnił błąd, obserwując sfory dzikich psów – mówiąc o tym, że nie mają struktury hierarchicznej. Przypominam, że w teorii ewolucji psa jest mowa o człowieku, jako jednostce, do której pies przyłączył się świadomie. Grupa dzikich psów, nie mających “swojego” człowieka – jednostki, na której opiera zasady funkcjonowania, działa w sposób chaotyczny. Zwierzęta dołączają do grupy, szukając zasad, nie widząc ich, odłączają się od niej.
Spróbujmy więc wychować naszego samca rasy „x”. Szkoła Johna Fishera wprowadzi w jego życie restrykcyjne zasady, wyłączy jego samodzielne myślenie i uzależni od człowieka, nie pozwalając podejmować absolutnie żadnych decyzji. Stworzy zwierzę bardzo czujne, reagujące na zniżony głos przewodnika. Sukces osiągnie tylko wtedy, gdy nasz samiec rasy 'x’ okaże się bardzo pewnym siebie psem. Jedynie takie zwierzę zawsze będzie lepiej pracowało z przewodnikiem mocnym i stanowczym. W przypadku, gdy samiec rasy 'x’ będzie zwierzęciem z mniejszym potencjałem, spokojnym, lękliwym, teoria dominacji wyrządzi olbrzymią szkodę, łamiąc go. Bardzo trudno będzie takiego psa ponownie podnieść i sprawić, by po raz kolejny zaufał człowiekowi.
Przyszedł czas na szkołę pozytywną. Nasz samiec 'x’ śpi w łóżku. Je równocześnie z przewodnikiem i wydaje mu się, że częściowo sam tworzy zasady obowiązujące w strukturze społecznej- w tej, w której przyszło mu żyć. Jeżeli mamy do czynienia z pewnym siebie samcem, prowadzenie go w myśl takich teorii, spowoduje, że wychowamy zwierzę pewne siebie, ignorujące przewodnika, nie zwracające uwagi na nasze zakazy i nakazy. Pies nieznający słowa „nie” stanie się zwierzęciem niebezpiecznym i w pewnym sensie nieprzewidywalnym. Wpływ na takiego psa mamy tylko w momencie, gdy posiadamy smakołyk lub inny atrakcyjny przedmiot, który to spowoduje, że momentami będziemy potrafili go na sobie skupić. Dlatego właśnie szkolenie pozytywne powinno być przeznaczone dla psów z mniejszym temperamentem, spokojnych, lękliwych. Choć i w życiu takich psów zasady mogą odegrać kluczową rolę.
Jak więc nazwać teorię właściwego wychowania psa? Teorię, w której szanujemy pochodzenie psa? Teorię, w której jesteśmy świadomi tego, że pies z natury szuka pewnego rodzaju rutyny i oczekuje od człowieka zasad, które pokażą mu strukturę, w której ma żyć? Teorię, w której szanujemy każdego psa z osobna, biorąc pod uwagę cechy jego charakteru, a nie kopiowania? Teorię, która zaprzecza sztywnemu podziałowi na szkolenie I wychowanie psa, dążąc do korelacji tych dwóch pojęć? Teorię, która mówi o bazie szkolenia w postaci wychowania? Teorię, która stworzyć ma zwierzę spokojne, świadome, pewne siebie i szczęśliwe? I wreszcie teorię, która z pełnym szacunkiem uwzględnia różnicę gatunków i nie próbuje uczłowieczać lupusów? Roboczo nazwę ją Teorią Watahy, czyli Teorią naturalnej koegzystencji.
Bo na samym końcu powinno liczyć się tylko jedno. Szczęście naszego Kompana. Dlatego, kończąc pozwolę sobie przytoczyć słowa Edwarda Hoaglanda – ” Aby właściwie nacieszyć się psem, nie wystarczy po prostu nauczyć go być prawie człowiekiem. Chodzi o to, by otworzyć się na możliwość stania się po części psem”.
Wataha
Krzysztof Półtorak